“kula ognista spadła tamże zarywszy się w śniegu…”

Mija 152. rocznica upadku tzw. meteorytu pułtuskiego. Miało to miejsce 30 stycznia 1868 r. – „W dniu 30 b. m. o ¾7 widziano w okolicy naszej ogniste zjawisko napowietrzne nadzwyczajnych rozmiarów. Referent, który się w tym czasie znajdował na polu, gdzie bez przeszkód mógł całą wschodnią stronę świata okiem objąć, uderzony ztamtąd nagłem światłem oświecającem jak najdokładniej całą okolicę, widział na niebie, wówczas zupełnie wypogodzonem, ogromną kolumnę światła, której moc równała się blaskowi światła magnetycznego” – donosił trzy dni później ówczesny „Dziennik Poznański”.

– „(…) Włościanie w tym majątku, ciągle podburzani przez komisarza włościańskiego, liczne szkody robili w lasach właścicielki! Po tym wypadku przyszli do niej z płaczem, przepraszając za krzywdy, jakie jéj wyrządzili, prosząc o przebaczenie, bo powiadają, Bóg ukarał ich i przestrzegł deszczem ognistym i kamiennym: – pisała ta sama gazeta 18 lutego 1868 r.


„- 30 I 1868 r. spadł meteoryt Pułtusk. To pozostałości ciała niebieskiego, które po rozpadnięciu się w atmosferze spadło w postaci deszczu meteorytowego na północny wschód od Pułtuska. Obszar spadku 127 km2. Masa całkowita spadku 8863 kg. Liczba okazów 68 780 (przeważnie po kilka gramów). Największy znaleziony okaz 9095 g. Największe okazy spadły w okolicach wsi Rzewnie (powiat makowski, gmina Rzewnie”. Spadek tego meteorytu opisywany jest jako najliczniejszy deszcz meteorytów kamiennych na świecie” – przypomina Mazowiecki Serwis Prasowy.

A to kilka cytatów z ówczesnej prasy:

Dziennik Poznański 2 lutego 1868 roku:

“(j). Z pod Witkowa, 31 stycznia. W dniu 30 b. m. o ¾7 widziano w okolicy naszej ogniste zjawisko napowietrzne nadzwyczajnych rozmiarów. Referent, który się w tym czasie znajdował na polu, gdzie bez przeszkód mógł całą wschodnią stronę świata okiem objąć, uderzony ztamtąd nagłem światłem oświecającem jak najdokładniej całą okolicę, widział na niebie, wówczas zupełnie wypogodzonem, ogromną kolumnę światła, której moc równała się blaskowi światła magnetycznego. Górna jej część zaczynała się mniej więcej pod kątem 35° skąd dążąc z małem nachyleniem północnem ku horyzontowi i rozszerzywszy się w jego pobliżu znacznie, przedstawiała ogromny ostrosłup, górą w poziomym kierunku ucięty, dołem zaś zaokrąglony. Tuż nad horyzontem urywa się dolny, grubszy koniec w kształt kuli, za którą na tle ciemnem posypały się dwie mniejsze ciemno-czerwone bryły kuliste. Cały fenomen trwał jedno mgnienie oka, nie zostawiając ani w kierunku siebie zajmowanym, ani też po bokach najmniejszego śladu światła”.

Dziennik Poznański, 18 lutego 1868 roku:

“(…) Włościanie w tym majątku, ciągle podburzani przez komisarza włościańskiego, liczne szkody robili w lasach właścicielki! Po tym wypadku przyszli do niej z płaczem, przepraszając za krzywdy, jakie jéj wyrządzili, prosząc o przebaczenie, bo powiadają, Bóg ukarał ich i przestrzegł deszczem ognistym i kamienym”.

Gazeta Polska nr 26 z 3 lutego 1868 roku:

“– Meteor. Kurjer Codz. mówi, że podług otrzymanego przez redakcję tego pisma zawiadomienia z Dąbrowy za Miłosną, o wiorst 22 od Warszawy na trakcie lubelskim, “kula ognista spadła tamże zarywszy się w śniegu i pozostawiwszy ten jedyny tylko ślad po sobie”. Doniesienie to najzupełniej obrane za ścisłości, zdaje się być na wiatr rzucone. Boć trzeba powiedzieć jakiej obszerności jest ten ślad, jak się przedstawia dla oka, jak głęboko zachodzi; dalej: czy się tylko ogranicza do śniegu, czy szukano pod śniegiem i t. d. Wiadomo przecież że takie meteory są to aerolity, to jest ciała spadające i w biegu przez atmosferę płonące. Więc coś więcej po nich musi zostać tam gdzie padną, niż sam ślad tylko. Taki aerolit nie odbija się od ziemi jak kula działowa, bo linja jego biegu inna niż linja biegu kuli; gdzie więc aerolit dotknie ziemi, tam na niej zostaje, zarywszy się do pewnej głębokości, albo rozucając swe części rozpryśnięte. W każdym razie coś więcej jak ślad pozostać musi. Nie było to zaś widoczne jakieś światło elektryczne – bo ono się nigdy dotąd jeszcze w takich warunkach nie pokazywało w jakich się przedstawił meteor o którym mowa. (…)”

Gazeta Polska nr 210, z 25 września 1868 roku:

“(…) Zakończymy niniejszą pogadankę opisaniem oryginalnej w swoim rodzaju spekulacji, jaka niedawno temu miała tu miejsce. Rozgłośną stała się powtórzona we wszystkich pismach publicznych wiadomość o spadłym w końcu miesiąca stycznia r. b. pod miastem Pułtuskiem meteorze. Fakt ten spowodował zapotrzebowania aerolitów, nietylko dla całego świata naukowego, ale nadto nawet dla osób niekoniecznie fachowych, które bądźto do zbiorku swych osobliwości, bądź przez samą tylko ciekawość pragnęliby jakąś cząstkę aerolitu posiadać. Prawie nie ma domu w Pułtusku, a nawet w okolicznych miastach, wsiach i folwarkach, któryby z różnych miejscowości nie był mocno zobowiązany do nadesłania aerolitów dla kilku lub kilkunastu znajomych. Zrazu garncami zbierano odłamy aerolitów, lecz wkrótce zapotrzebowaniom niepodobna było uczynić zadosyć; odłamy aerolitu wyczerpały się tak dalece, iż częstokroć za dostarczanie ich dosyć hojnie wynagradzano. Zdarzyło się, iż pewien żydek z tutejszych okolic, handlujący w przenośnej skrzynce bursztynami i drobnemi towarami, snadź wędrując od wsi do wsi, znalazł dosyć spory kamień z rodzaju mięszaniny kwarcu i węglika, a ztąd w odłamie podobny do aerolitu. Kamień ten potłukł na kawałki, boki gładsze drobnych otrzymanych cząstek przydymił za pomocą dmuchawki jubilerskiej, i fałszywe te aerolity w czasach swych handlowych wycieczek, sprzedawał odleglejszym mieszkańcom po kilka i kilkanaście groszy. Mieliśmy sposobność poznać i samego fabrykanta i jego fabrykaty, wprawdzie nieźle naśladowane, chociaż bardzo różniące się od prawdziwych ciężkością gatunkową. Strofowany przez nas ów alchemik o dopuszczanie się nadużycia, naiwnie odpowiedział: że żadne prawo nie oznacza kary za fałszowanie aerolitów”.

Cytaty za: http://wiki.meteoritica.pl/index.php5/Pułtusk/Czasopisma

Fot. Muzeum Techniki w Warszawie