Ekipa z Instytutu Pamięci Narodowej kierowana przez prof. Krzysztofa Szwagrzyka, wiceprezesa IPN wróciła wczoraj (16 lipca) do Mławy szukać miejsca pochówku jednego z ostatnich partyzantów walczących na północnym Mazowszu z tzw. władzą ludową – por. Wacława Grabowskiego – Puszczyka i jego żołnierzy.
– Gruntownemu badaniu zostaną poddane niedostępne do tej pory obszary podwórza byłej siedziby PUB w Mławie – czytamy na stronie Stowarzyszenia Historycznego Północnego Mazowsza.
Relacja z początkowych prac na dziedzińcu dawnej siedziby mławskiego Urzędu Bezpieczeństwa w lipcu 2014 r.
[embedyt] https://www.youtube.com/watch?v=McNvEW06MC0[/embedyt]
fot. ipn.gov.pl
O przebiegu mławskich poszukiwań w: “Extra Ciechanów”, nr 488 z 30 września 2014
IPN szuka miejsca pochówku Wacława Grabowskiego – Puszczyka
Mijało osiem lat odkąd ucichły ostatnie wystrzały II wojny światowej – Hitler, Stalin i Roosevelt nie żyli, Churchill pisał wspomnienia, a oni wciąż trwali. W leśnych uroczyskach, w brudnych legowiskach bunkrów urządzanych w chłopskich stodołach. Teraz pojawiła się szansa na odnalezienie ich szczątków i godny pogrzeb. W wolnej Polsce.
Porucznik Wacław Grabowski, ps. Puszczyk i jego sześciu podkomendnych: Władysław Barwiński – Sowa (leśnik), Henryk Barwiński – August (leśnik) z Krępy, Feliks Gutkowski – Gutek (listonosz) – cała trójka z Krępy w powiecie mławskim, Piotr Grzybowski – Jastrząb – rolnik ze wsi Mosaki Rukle w powiecie makowskim, Lucjan Krępski – Rekin – rolnik z Sosnowa w powiecie ciechanowskim, Antoni Tomczak – Malutki – rolnik z Dąbka w powiecie mławskim, Kazimierz Żmijewski – Jan – rolnik z Pszczółek w powiecie ciechanowskim. Kilku miało za sobą udział w wojnie obronnej 1939 r., wszyscy – w konspiracji – od Armii Krajowej przez Ruch Oporu AK do Narodowego Zjednoczenia Wojskowego.
W Krępie urodził się także Wacław Grabowski – 10 grudnia 1916 r. Był harcerzem w Mławie, absolwentem przysposobienia wojskowego II stopnia, w mławskim liceum tuż przed wybuchem wojny zdał tzw. dużą maturę. We wrześniu 1939 r. walczył jako ochotnik, potem w partyzantce, w AK-owskim oddziale Stefana Rudzińskiego – Wiktora. Po tzw. wyzwoleniu nie złożył broni. Z oddziałem Łysego – kapitana Pawła Nowakowskiego brał udział w rozbiciu siedziby Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Mławie i uwolnieniu ponad 30 więźniów. Jeszcze 1945 r. przedostał się do Niemiec, do amerykańskiej strefy okupacyjnej, gdzie służył w Polskich Kompaniach Wartowniczych. Szybko jednak wrócił do kraju i wszedł ponownie do konspiracji, tym razem w szeregach Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Współpracował m.in. z innym słynnym partyzanckim dowódcą – Mieczysławem Dziemieszkiewiczem – Rojem.
Pierwsza połowa lat 50. ubiegłego stulecia to na północnym Mazowszu, podobnie zresztą jak w całej Polsce, czas dobijania przez komunistyczny aparat represji ostatnich „Żołnierzy Niezłomnych”. W kwietniu 1951 r. w zasadzce ginie Rój zdradzony przez ukochaną. Puszczyk i jego sześciu towarzyszy broni walczą jeszcze ponad dwa lata, choć trudno tu mówić o klasycznej walce partyzantce. Jak piszą historycy z Instytutu Pamięci Narodowej Jacek Pawłowicz, Tomasz Łabuszewski, Leszek Żebrowski i Kazimierz Krajewski w publikacji „Kryptonim Orzeł – Warszawski Okręg Narodowego Zjednoczenia Wojskowego w dokumentach 1947 – 1954” – oddział Wacława Grabowskiego ogranicza się już tylko do „niezbędnych działań z zakresu samoobrony i zdobywania zaopatrzenia”. W październiku 1952 r. udaje im się ujść z ubeckiej pułapki. Rok później szczęście ich opuszcza.
Jest 5 lipca 1953 r. Puszczyk i jego ludzie ukrywają się w jednym z gospodarstw we wsi Niedziałki, na leśnym odludziu, niedaleko Lipowca Kościelnego. Nie wiedzą, że jeden z okolicznych rolników zdradził. Zdradził za 5 tys. zł wypłaconych przez UB. Kryjówkę siedmiu partyzantów otoczyło tysiąc trzystu ubeków, milicjantów i żołnierzy. Nie mieli szans. Wszyscy zginęli.
Po 61 latach pojawiła się nadzieja na odnalezienie miejsca pochówku Wacława Grabowskiego i jego żołnierzy. Wiadomo było, że zabitych ubecy przewieźli do Mławy, na podwórko swej siedziby. I właśnie tam zrobili ostatnią, pośmiertną fotografię siódemki partyzantów. Martwe, podziurawione kulami, w podartej odzieży ciała oparte o drzwi jakiegoś budynku.
Poszukiwaniem miejsca ostatniego spoczynku siódemki bohaterów zajął się zespół kierowany przez profesora Krzysztofa Szwagrzyka z Instytutu Pamięci Narodowej. Zespół wsławiony już przede wszystkim pracami poszukiwawczymi i ekshumacyjnymi na tzw. Łączce – miejscu na warszawskich Powązkach, gdzie oprawcy z bezpieki potajemnie grzebali swe ofiary. W ten sposób odnaleziono m.in. szczątki Antoniego Olechnowicza, Zygmunta Szendzielarza – ps. Łupaszka – dowódcę 5. Wileńskiej Brygady AK, czy Hieronima Dekutowskiego – ps. Zapora – równie legendarnego dowódcę oddziałów antykomunistycznego podziemia.
W Mławie, przy ul. Reymonta, na podwórzu dawnej siedziby UB prof. Szwagrzyk i jego asystenci zjawili się w lipcu ub.r. Mogliśmy towarzyszyć wtedy ich pracom pomiarowym i dokumentacyjnym. – Staramy się w Mławie odnaleźć miejsca, w których możemy przypuszczać, że pochowano szczątki Żołnierzy Niezłomnych – siedmiu ludzi z oddziału Wacława Grabowskiego – Puszczyka – mówił nam profesor.
W Mławie żyją jeszcze świadkowie tamtych wydarzeń, a jednym z nich jest pani Irena Polakowska, która wraz z mężem trafiła do więzienia za pomaganie Puszczykowi. Spędziła za kratami cztery miesiące, a jej mąż – cztery lata. I tak miał dużo szczęścia bo został skazany na 15 lat więzienia. Państwo Polakowscy poznali Wacława Grabowskiego w 1949 r. – Mąż przekazywał mu prasę, chleb – wspomina pani Irena.
Właściwe poszukiwania rozpoczęły się kilkanaście dni temu. Zdjęto wierzchnią warstwę powierzchni, niestety żadnych szczątków nie udało się na razie znaleźć. Rozpoczęcie poszukiwań nie byłoby możliwe bez wsparcia władz Mławy. – miasto usunęło zieleń, krzewy, a przede wszystkim bardzo grubą warstwę betonu – mówi burmistrz Mławy Sławomir Kowalewski.
Nie wiadomo jak długo potrwają poszukiwania. Żołnierze Puszczyka mają już swój pomnik, odsłonięty w latach 90. XX w. w Niedziałkach, w miejscu ich tragicznej śmierci. Dobrze by było by mieli własne groby. Zasłużyli na nie służbą dla Polski.
MAREK SZYPERSKI